Forum LOST-Destiny
Przeznaczenie zaczyna się wypełniać...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Never alone/ FF mojego autorstwa

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum LOST-Destiny Strona Główna -> OPOWIEŚCI RÓŻNEJ TREŚCI
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Samantha
Rozbitek
Rozbitek



Dołączył: 22 Sty 2007
Posty: 704
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z raju, Indonezji

PostWysłany: Czw 10:44, 25 Sty 2007    Temat postu: Never alone/ FF mojego autorstwa

Pusto tu z ff a ja mam juz 4 w swoim literackim dorobku, oczywiscie 4 w tematyce LOST. 4 i jeden tasiemiec (70 stron Smile) Tak wiec, zero wstepu. To opowiadanie opublikowane jest na dwoch innych forach również. Wklejam je tutaj.
Jest o mojej ulubionej parze i mam nadzieje, że wybaczycie mi nieskładny i nie stylistyczny początek.


Never alone

Czyli Dzieje Charliego i Claire




Claire siedziała na fotelu z samolotu. Kilka godzin temu miała miejsce tragedia. Tragedia samolotu. Tragedia ludzi. Metalowy ptak rozpadł się na kilka kawałków i runął na wyspę. Ona kobieta w ciąży zniosła ten wypadek nie najgorzej. Nie była zachwycona faktem, że wszyscy się o nią troszczą, jakby była dzieckiem. A przecież jest dorosłą kobietą. Więc kiedy tak siedziała na tym fotelu i znosiła podchodzące do niej osoby, które głupio pytały, czy jest w ciąży, jakby nie widziały jej wielkiego brzucha - poznała Jacka. Jack był lekarzem, który wyniósł ją spomiędzy kawałków samolotu. Kawałków blachy. Teraz mogła siedzieć na fotelu z dala od tego wszystkiego. Prawie z dala od tragedii. Jackowi pomagał Charlie. Typ dość… oryginalny. Na pierwszy rzut oko wyglądał jak jakiś obdartus, który zapomniał, co to jest prysznic i zmywacz do paznokci. To właśnie on postawił tu ten fotel. I kiedy Claire tak siedziała właśnie na tym fotelu podszedł do niej, ten który ją ratował. Charlie.
- Chyba się sobie nie przedstawiliśmy. Było tam dość gorąco. – pokazał palcem w stronę wraku samolotu – Wiesz co mam na myśli?
Claire patrzyła na niego swoimi wielkimi błękitnymi oczami. Chyba nie wiedziała.
- No wybuchające silniki, które wciągają ludzi…
- No, tak. Gorąco. – dziewczyna zastanawiała się czy jej rozmówca ma równo pod sufitem. Śmiała w to wątpić.
- Jestem Charlie. – podał jej rękę
- Claire. Miło mi.
Mężczyzna uścisnął jej dłoń i rozejrzał się. Wyglądał jakby coś go gryzło. Pytanie, które chciał zadać, a nie wiedział czy powinien.
- Słyszałaś może o Driver Shaft?
Claire popatrzyła na niego z miną, która wyraźnie mówiła „nie”.
- Ach. Ok. – odwrócił się i już miał dojeść, ale odwrócił się i znowu zapytał:
- Razem z Jackiem zajmuję się rannymi. Leciałaś z kimś?
- Nie. Leciałam sama.
Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł w stronę wraku. Claire również się zaśmiała cichutko. „Jest… dziwny, ale fajny” pomyślała i pogłaskała się po brzuchu. „Daj znak, że żyjesz maleńki” pomyślała, bo przypomniała sobie, że od katastrofy jeszcze nie kopał.


***



Charlie podszedł do Claire, która siedziała na plaży. Dziewczyna przebierała dłońmi piasek. Patrzyła na morze. Ona i jej brzuch.
- Zobacz co mam. – powiedział i podał jej owoc.
- Papaja? – powiedziała ciężarna z niesmakiem. – Nic innego od kilku dni nie jem. Już nam się przejadło. – pogłaskała się po brzuchu.
- Claire, to jest inna papaja. Jakiś kilometr za jaskinią jest drzewo…
- Charlie! Byłeś tak daleko sam? To niebezpieczne…
- Claire… Daj mi dojść do słowa. – kobieta uśmiechnęła się z przekąsem, a Charlie kontynuował – I na tym drzewie rosną papaje. – Kobieta zaśmiała się cichutko, ale przestała, gdy Charlie posłał jej lodowate spojrzenie – Ale te owoce są inne. Słodsze, bardziej soczyste, smaczniejsze. Sam zjadłem kilka wracając tutaj – podrapał się po głowie z zakłopotaniem – Spróbuj. To najlepsza niepapajowa papaja jaką kiedykolwiek jadłaś.
Kobieta ugryzła owoc. Rzeczywiście była rewelacyjna. Nie wiedziała, czy jest tak podatna na sugestie, czy osoba Charliego sprawiła, że ta papaja nie jest papają.
- Smakuje nam. – powiedziała z uśmiechem.
Nagle upuściła owoc. Ziarenka piasku momentalnie przykleiły się do wilgotnego miąższu.
- Charlie… Dotknij! – chwyciła jego rękę i położyła sobie na brzuchu. – Kopie!
- Kopie. – uśmiechnął się Charlie
- Pierwszy raz od katastrofy…
Zaśmiali się radośnie.



***


- Wybrałam już imię dla niego. – powiedziała Claire, kiedy Charlie wrócił z dzieckiem z porannego spaceru wzdłuż plaży.
- Aaron. – rzuciła lekko z uśmiechem
- Aaron? – zapytał ją zawiedziony
- Tak. Aaron.
- Słuchaj Claire, może wspólnie to uzgodnimy…
- Charlie to moje dziecko.
- Tak, ale…
- Postanowiłam. Aaron.
- Claire, chociaż mnie wysłuchaj.
Kobieta zrobiła smutną minę i usiadła zawiedziona.
- Aaron… Ładnie. Masz racje, to doskonałe imię. W sam raz dla Kabaczka.


***

Claire usiadł na „łóżku”. Aaron właśnie zasnął. Ona też powinna się już położyć. Kiedy ułożyła głowę na poduszce poczuła to. Jego zapach. Zabrał stąd wszystko. Swoje rzeczy, ubrania, gitarę. Swój koc. A zapach zostawił. Lubiła tą woń. Co nie zmieniało faktu, że miał się wynieść. Miała wyrzuty sumienia? Miała, a co. Lubiła Charliego. Nawet bardzo. Przyjaźnili się. Ale dla kłamstwa w życiu Claire nie było miejsca. Nie znalazła go do tej pory i teraz też nie miała zamiaru go szukać. Aaron powoli oddychał. Robi to dla niego. Dla dziecka. Dla swojego syna wyrzuciła Charliego. Nie mogła pozwolić by narkotyki były tak blisko. Nie mogła, prawda? A jednak Charlie był dobry. Odbiło mu trochę ostatnio, ale… On zawsze był miły. Pomagał jej. A teraz sam potrzebował pomocy. Dlaczego ona nie mogła się zdobyć na tą odrobinę poświęcenia? Trochę poświęcenia… „Nie!” krzyczała sama na siebie. Charlie ją zranił. Chciał zranić Aarona. Położyła głowę na poduszkę, zamknęła oczy. Nie trwało to jednak zbyt długo. Zapach Charliego wdzierał się bezlitośnie do jej nozdrzy. Wstała. „Prześpię się na ziemi” pomyślała i zaczęła chować swoje drobiazgi do plecaka. Kiedy otworzyła torbę na ziemię wypadł słoik. Ten sam słoik, który był z niewidzialnym masłem orzechowym. Ten sam, który znalazł dla niej Charlie. Ten sam do którego na przemian wkładali palce aby „posmakować” na niby orzechów. Ten sam. Schowała słoik do torby. Nie mogła go wyrzucić. Nie potrafiła. Nie chciała. Wyszła ze swojego namiotu żeby nie patrzeć na ślady po nim. Po Charliem. Jakby na zrządzenie losu przy rozpalonym ognisku siedział Charlie. Grał na swojej gitarze. Spojrzał na nią. Było ciemno, ale Claire wiedziała, że na jego twarzy zagościł uśmiech. Przerwał brzdąkanie i zaczął grać dobrze młodej matce znaną melodie. Zaczął śpiewać.

A dream is a wish your heart makes
When you're fast asleep
In dreams you will lose your heartaches
Whatever you wish for, you keep


Czy ona ma łzy w oczach? Nie… To musi być pomyłka. A jednak. Z każdym słowem jej przyjaciela miała ich coraz więcej. To jej kołysanka. To kołysanka małej Claire.

Have faith in your dreams and someday
Your rainbows will come smiling through
No matter how your heart is grieving
If you keep on believing
the dream that you wish will come true

Nagle czuła się śpiąca. Wróciła do domku i położyła się na łóżku. Zapach Charliego już jej nie przeszkadzał.

A dream is a wish your heart makes
When you're feeling small
Alone in the night you whisper
Thinking no one can hear you at all
You wake with the morning sunlight
To find fortune that is smiling on you
Don't let your heart be filled with sorrow
For all you know, tomorrow
The dream that you wish will come true

Rozbrzmiewały w jej głowie kolejne słowa i wersy. Kolejne tony muzyki. Czuła jak zasypia. Jak pogrąża się we wspomnieniach. W tych dobrych wspomnieniach…

You wake with the morning sunlight
To find fortune that is smiling on you
Don't let your heart be filled with sorrow
For all you know, tomorrow
The dream that you wish will come true

No matter how your heart is grieving
If you keep on believing
The dream that you wish will come true


***


- Charlie, możesz postawić ten plecak gdzieś indziej, a nie na łóżku?
- Od rana się czepiasz, Claire.
Mieszkali znowu razem od dwóch dni, a kłócili się już chyba ze sto razy. O wszystko. O plecak, o poduszkę. „Jak młode małżeństwo” przyszło na myśl Claire. Ta myśl jednak szybko odpłynęła, tak szybko jak się pojawiła.
- Charlie! Co ta gitara tu robi?


***

- Charlie, co się stało z tą bluzką? – dziewczyna trzymała w rękach ciuch
- Uprałam Ci ją. Była już brudna i przepocona. Powinnaś dbać o higienę i dawać Aaronowi przy…
- Charlie! Ona się skurczyła!
- Nie gadaj.
- Uprałeś ją w pralce?
- No. W bunkrze.
- Tą bluzkę pierze się ręcznie! A ona się skurczyła!
- Nie gadaj, Claire. Nie skurczyła tylko przytyłaś. Ostatnio jesz za dużo.
- Charlie! Ja tą bluzkę nosiłam jak w ciąży byłam!

***


- Rose, mamy dżem truskawkowy?
Claire podeszła do wielkiego regału z jedzeniem. Murzynka popatrzyła na nią i uśmiechnęła się.
- Tak. Mamy, ale co do smaku to nie obiecuje.
- Interesuje mnie tylko truskawkowy.
- Claire, zachcianki ma się przed urodzeniem dziecka, a nie po… - zaśmiała się dźwięcznie i spojrzała na młodą mamę.
- To dla Charliego. On tyle dla mnie zrobił.
Rose szukała w zapasach. Po kolei podnosiła i oglądała puszki i słoiki.
- Mam. Dżem truskawkowy niskosłodzony. Proszę. – podała jej słoik.
- Dziękuję.
Odwróciła się i już miała odejść kiedy zapytała murzynkę:
- A mamy może masło orzechowe?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum LOST-Destiny Strona Główna -> OPOWIEŚCI RÓŻNEJ TREŚCI Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin